Rozdział z dedykacją dla wszystkich wiernych czytelników :*
Niespokojnie obracałam komórkę w
dłoni. Bawiłam się nią i czekałam. Nie dostałam żadnej odpowiedzi. Może wciąż był
zły. Nie znałam go długo, ale wiedziałam, że Itachi był skryty,
nieprzewidywalny i opiekuńczy. Zaskakiwał mnie swoim zachowaniem. Wczoraj było
tak samo. Nie spodziewałam się, że może mi zrobić awanturę.
Wstałam z kanapy i poszłam do
sypialni. Położyłam się na łóżku. Skuliłam się mocno, zamykając oczy. Chciałam
zasnąć, potrzebowałam snu. Gdy już wydawało mi się, że zasnęłam, ktoś
zadzwonił do drzwi. Zerwałam się z łóżka jak oparzona, w głowie mając tylko
jedną myśl: Itachi. Nie pomyliłam się. Stał przede mną trochę przestraszony i
zmieszany. Uśmiechnęłam się w duchu, choć powodów do radości nie miałam. Gestem
ręki zaprosiłam go do środka. Poszedł do salonu, a ja za nim. Stanęłam kilka
kroków od niego, a wzrok wlepiłam w ścianę za jego plecami. Atmosfera mimo
wszystko była dość napięta.
— Powiesz mi co się stało? — zapytał
szybko, ale wyczułam w jego głosie coś więcej niż obojętność.
Nic nie odpowiedziałam. Stałam tak
jeszcze chwile, aż poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Podeszłam do niego i
skryłam twarz w torsie. Objął mnie delikatnie, pozwalając tym samym poczuć się
bezpiecznie. Nie wiedziałam, jak mam mu to powiedzieć.
— Sakura nie znam cię długo, ale
nigdy tak się nie zachowywałaś. Powiedz, co się dzieje — mówił powoli, a jego
głos był ciepły.
— Byłam dziś u lekarza — zaczęłam w
przypływie odwagi, ale ona szybko ze mnie uleciała. Łzy nie przestawały płynąć.
Zaczynałam mieć ich dosyć, a właściwie to miałam dosyć siebie. Na zewnątrz
byłam silna, nieugięta, a w środku pozostawałam kruchą i delikatną skałą.
Wzięłam głęboki oddech. — Mam raka — wykrztusiłam.
Poczułam jak mięśnie Itachi'ego się
napinają. Niemal wyczułam jego zaskoczenie. Zacisnął mocniej ręce na moich
ramionach tak, że przez chwile poczułam ból. Po chwili nieco się rozluźnił.
Zaskoczyło mnie, że nic nie mówił. Nie doczekałam się słów. Coś mokrego spadło
na moje włosy. Łzy? Niemożliwe.
— Itachi?
— Przepraszam. Nie powinienem wczoraj
tak na ciebie nakrzyczeć.— Głos mu drżał.
— Ale gdybyś tego nie zrobił nie
poszłabym do lekarza...
— I co dalej? — zapytał cicho.
— A co ma być?
— Chyba nie chcesz mi powiedzieć,
że ...?
— Właśnie chcę. Nie, nie wiem.
Łzy przestały już płynąć z moich
oczu. Czułam się dużo lżejsza, ale było coś. co wciąż trzymało mnie na uwięzi,
przywoływało do stanu trzeźwości. Coś, a właściwie ktoś, kto nie pozwalał mi przeminąć
z wiatrem.
— Poddajesz się?
— Chyba tak.
— Nie sądziłem, że będziesz w
stanie zrobić coś tak głupiego.
Odepchnęłam go od siebie i
spojrzałam w jego tęczówki. Był trochę zdezorientowany. Na policzku zauważyłam
ledwo widoczny ślad po łzach. Nie znał mnie aż tak dobrze, jak bym chciała. Nie
rozumiał, że jestem tylko skałą bez oparcia.
— Wszystkim się wydaje, że jestem
silna i na wszystko potrafię znaleźć rozwiązanie — mówiłam powoli — ale prawda
jest inna. Wiesz co by było, gdybym pozwolił swoim emocjom nad sobą zapanować?
Ja też nie. Już w gimnazjum zrozumiałam, że nie mogę być prawdziwą sobą, bo
mnie zniszczą. Jestem wrażliwa. Jedna zła ocena to był kolejny powód do
użalania się. Coś mi nie wyszło i już miałam powód do płaczu. Na zewnątrz byłam
silna i opanowana i tylko dzięki temu sama zaszłam aż tak daleko. Nie
pozwalałam moim wewnętrznym uczuciom dojść do głosu. Wybrałam samotność, a… Potem
pojawiasz się ty i burzysz cały mój poukładany świat. — Zakończyłam z wyrzutem.
— Być dobrym aktorem na scenie
życia to prawdziwy talent — powiedział po chwili. — Znam się na trochę na
ludziach. Mógłbym ich podzielić na tysiąc kategorii i grup, ale ty od początku
do żadnej nie pasowałaś. Byłaś inna. Nigdy nie potrafiłem cię do końca
rozgryźć.
— Może nigdy nie próbowałeś?
— Może. Sam już nie wiem. — Uśmiechnął
się, ale zaraz spoważniał. — Sakura, jeśli nie
dla siebie to zrób to chociaż dla mnie. Wiem, że możesz być zdrowa. Ja to
czuję. — Zmniejszył odległość jaka nas dzieliła. — Proszę cię. Błagam.
— Itachi, ja...
Nie pozwolił mi dokończyć. Musnął
lekko moje usta, by po chwili pogłębić pocałunek. Mimowolnie go odwzajemniłam.
Ręce zawiesiłam na jego szyi. Gdy uwolniłam swoje usta z jeg,o podniosłam lekko
głowę by spojrzeć mu w oczy. Widziałam w nich smutek. Naprawdę mu na mnie
zależało, a ja tak po prostu chciałam się poddać? Byłam taka egoistyczna.
— Sakura, zgódź się. Błagam cie.
— Dobrze. — W końcu uległam.
— Zrobię to tylko i wyłącznie dla ciebie. Bo ja już
nie wierze, że raka da się wyleczyć. Gdy byłam nastolatką, moja Babcia zmarła
na raka
— Już nie długo uwierzysz — powiedział,
po czym na chwilę się zamyślił. — Mamy dużo do zrobienia. Trzeba złożyć
rezygnacje, załatwić wizy... — zaczął wyliczać.
— Zaraz, zaraz — spanikowałam. — Jakie
wizy? Jaką rezygnację?
— Może usiądziemy? — zaproponował.
Przeszliśmy do salonu. Usiadłam na kanapie, a
Itachi kucnął przed mną i chwycił za ręce. Jeszcze trochę i dostanę zawału,
pomyślałam.
— Nie chcę zię stracić. Znam
lekarza, który zajmuję się leczeniem tego typu nowotworów. Jest specjalistą na
światowym poziomie. Wierzę, że może ci pomóc. Jedyny problem jest taki, że John
mieszka w Londynie.
— W Londynie? — W głowie miałam
mętlik myśli. — A zespół? A twoja siostra?
— Rozmawiałem już z ojcem, zajął
się wszystkim. Chce zrobić badania DNA, jeśli tylko opiekunowie Inori się
zgodzą. Istnieją duże szanse, że to ona. Sprawdziłem papiery w szkole i okazało
się, iż jest adoptowana. Co do Akatsuki to już od jakiegoś czasu planowałem
odejść. Zespół miał być tylko przykrywka, ale szczerze mówiąc, szkoda mi go
rozbijać, więc znalazłem kogoś na moje miejsce.
— Kogo?
— Sasuke — odpowiedział. — On też
świetnie śpiewa — dodał, widząc moje zdziwienie.
— Czyli tak po prostu chcesz to
wszystko zostawić?
— Czasami trzeba podejmować
spontaniczne decyzje. — Uśmiechnął się, ale zaraz spoważniał. — W Japonii nie
ma świetnych lekarzy. Wiem to z doświadczenia, ale jeśli nie chcesz
wyjeżdżać...
— Wszystko mi jedno. — Przerwałam
mu. — Wystarczy,
że ty jesteś obok.
Itachi chciał coś powiedzieć, ale
zadzwonił jego telefon. Spojrzał na wyświetlacz, a ja kątem oka zauważyłam, że
dzwoni Fugaku. Odebrał natychmiast. Rozmawiali już dłuższą chwilę, więc
żeby się nie nudzić, wymknęłam się do kuchni i zajęłam robieniem herbaty. Po chwili
przyszedł Itachi. Podałam mu kubek i usiedliśmy naprzeciwko siebie przy stole.
Wzięłam łyk napoju i czekałam, aż coś powie.
— Tata już rozmawiał z opiekunami Inori.
Zgodzili się na badania — powiedział.
— Ona już wie?
— Niedługo się dowie.
— Nie powinieneś tam być? Jesteś
jej bratem.
— Teraz ty jesteś najważniejsza —
wyznał. — Bierzmu się do prac.
Po jakiejś godzinie nasze
zwolnienia z pracy były już gotowe. Ja mam wolne do końca tygodnia, więc nie
będzie dużego problemu. Itachi jutro odda papiery, ale będzie musiał jeszcze
trochę popracować. W środku roku trudno znaleźć nauczycieli na zastępstwo.
W internecie znaleźliśmy stronę
internetowa kliniki, w której leczy doktor John Spark. Itachi od razu się z nim
skontaktował. Możemy przyjechać, kiedy tylko chcemy, choć jak zaznaczył liczy
się czas. Zdecydowaliśmy, że wyjedziemy za trzy tygodnie. Do tego czasu zdążymy
poznać wyniki badań DNA.
Słońce powoli zaczęło chylić się ku
zachodowi, choć nie mogłam być tego pewna, ponieważ chmury szczelnie zasłaniały
niebo. Domyśliłam się tego po godzinie, którą wskazywał zegar. Siedziałam na
kanapie. Brunet obejmował mnie ramieniem, a głowę miałam opartą na jego torsie.
Trwaliśmy tak w ciszy dobre parę minut. Wsłuchiwałam się w jego miarowy oddech
z przymkniętymi powiekami. Czułam się bezpiecznie. Przy nim przyszłość wydawała
się błahostką. Nawet kolejny pomysł mojego ojca nie wydawał się straszny.
— Mogę cię o coś zapytać? — odezwał
się, przerywając ciszę.
— Um — mruknęłam, podnosząc
powieki. Przed nosem zauważyłam coś małego i błyszczącego.
kilkanaście lat
wcześniej
Świat jest podły! Dosłownie. I
nie chodzi tu o to, że to ludzie czynią ten świat podłym, tylko o to, że oni
żyją w tym podłym świecie i nie starają się go zmienić. Błąd! Nie starają się
zmienić swojego zachowania, by uczynić świat lepszym.
Skoro oni nie zamierzają nic z
tym robić, to ja wyjdę im na przekór. Zmienię swój mały świat, a potem znajdę
swojego księcia i zaproszę go do środka. Wystarczy tylko uwierzyć, prawda
Babciu? Nie wiem czy Ty wierzyłaś, że pokonasz raka…
Zmienię się. Zacznę żyć bez
różowych okularów dla Ciebie.
Może to głupie, że zaczynam
pisać pamiętnik, ale co innego mi zostało? Tak, mój nowy przyjacielu, ja Itachi
Uchiha nie mam już nic, co by trzymało mnie na tym świecie. Kiedyś miałem
Shiori.
Pewnie zastanawiasz się, o kim
ja tak piszę? Nie znasz tej historii, więc będę ci ją musiał wytłumaczyć, choć
łatwe to to nie będzie. Zakochałem się. Nie w byle kim. W najpiękniejszej
dziewczynie świata. Zaczęło się zimą, po feriach, kiedy to jako
przewodniczący szkoły musiałem oprowadzić nową uczennicę – drugoklasistkę.
Czekałem na nią pod jej klasą. Od razu ją rozpoznałem. Miała złociste włosy do
ramion i piękne, szare oczy. Smutne oczy. Oprowadziłem dziewczynę i po sprawie.
Tak myślałem. W pamięci utknęło mi jednak jej smutna spojrzenie. Nawet nie wiem
kiedy, zacząłem zastanawiać się jak sprawić, by się uśmiechnęła. Nie miałem
konkretnego pomysłu, więc po prostu zapytałem. Odpowiedziała, że to przez
innych ludzi. Nie zrozumiałem. Zaczęliśmy się spotykać, aż w końcu zostaliśmy
parą. Rodzice nie mieli nic przeciwko pod warunkiem, że nie zawalę egzaminów
końcowych.
Po miesiącu przestała pojawiać
się w szkole. Poszedłem do niej.
Powiedziała dlaczego. Rak.
Załamałem się, ale musiałem być
silny. Dla niej. Była moją miłością.
Ale one nie chciała walczyć.
Czekała na śmierć, która powoli mi ją odbierała. To była jej decyzja. Nie dała
się przekonać rodzicom, ani mnie. Z każdym dniem było coraz gorzej, aż w
końcu zgasła. Odeszła.
Załamałem się.
Prawie zawaliłem egzaminy.
Później zrozumiałem, dlaczego
jej oczy były smutne i nie chciała walczyć.
Nazywam się Itachi Uchiha i
przysięgam, że już nigdy nie pozwolę nikomu poddać się bez walki.
kilka lat później
— Skoro już jesteście w domu, to
mam zamiar wam coś oznajmić. Usiądźcie sobie na kanapie. — Inori rzekła tonem
nie oczekującym sprzeciwu. — Słuchaj uważnie braciszku, bo nie będę powtarzać
— Jasne —mruknął Itachi.
— Ciebie to też się tyczy Sakura —
dodała, patrząc na mnie.
Uśmiechnęłam się, spoglądając
spod przymrużonych powiek na maleństwo, które trzymałam na rękach. Chłopiec.
Był tak bardzo podobny do Itachi'ego. Te same czarne oczy, czarne włosy,
podobne rysy twarzy. Nie mogłam uwierzyć, że mamy dziecko. Przez te cztery lata
wszystko działo się tak szybko i niespodziewanie. Wyjazd do Anglii, leczenie,
powrót na ślub Sasuke i Ino, znowu Anglia, ślub Mateo. Tak, zdecydowanie ślub
mojego brata był największą niespodzianką. Potem tata poszedł na leczenie do
psychiatry, mama miała zawał.... Działo się naprawdę dużo. Gdy w końcu
wróciliśmy do Japonii po trzech latach, Itachi przejął firmę ojca Uchiha
Corporaction.
— ... tak więc, co o tym sądzisz Sakura? — zapytała
mnie Inori.
— O czym?
— Nie słuchałaś mnie!
— Ciszej —
skarcił ją mężczyzna.
— Sorki — -mruknęła. — Powtórzę
jeszcze raz. Zamierzam zostać opiekunką do dzieci, a żeby mieć jakieś
doświadczenie postanowiłam, że będę się od czasu do czasu zajmować ... Jak ma
na imię mój bratanek?
— Jeszcze nie zdecydowaliśmy — powiedziałam.
— W każdym razie będę się nim
zajmować.-zakończyła.
— Nie ma mowy. Znając ciebie, za
nic nie powierzę ci mojego dziecka — rzekł Itachi.
— Czemu? Jesteś beznadziejnym
bratem. Idę do Sasuke. On na pewno pozwoli mi się zająć Hotaru.
— Szczerze w to wątpię.
— Twój problem — rzekła i po chwili
już jej nie było.
Zapomniałam,
dodać, że Sasuke i Ino tez mają dziecko.
— I znów zostaliśmy sami — podsumował
Itachi.
— Może już czas wybrać maleństwu
imię.
— Chyba najwyższa
pora… Myślałem o…
— Hm? No
powiedz — ponagliłam go.
— Sai.
— Brzmi bardzo ładnie. — Spojrzałam
na niego czule. Spełnienie marzeń to trudna rzecz, ale zdecydowanie się opłaca.
Musnęłam delikatnie jego usta, powoli pogłębiając pocałunek.
— Ciekawe czy Sai chciałby mieć
rodzeństwo? — mruknął mi do ucha.
***
Witajcie!
Z pewnością każdy zauważył, że większą część epilogu stanowił poprzedni rozdział. Tak wyszło. Patrząc prawdzie w oczy już jakiś czas temu straciłam glowę do tego bloga. W te wakacje wprawdzie napisałam trzy kolejne rozdziały, ale... ale to nie było cos co chciałam Wam pokazać. Nie były one idealne, a i pomysł wydał mi sie głupi.
Skończyło się jak się skończylo. :) Jestem, jednak zadowolona, że w pewnym stopniu udało mi sie zakończyć tan blog, a nie pozostawić w zawieszeniu jak mój pierwszy.
Cieszę się, że tyle osób wchodziło tu i czekało. Dziękuję Wam za to! Pisanie dla innych to sama przyjemność, ale zapomniałam, że powinnam też to robić dla siebie.
Z pewnością nie jest to moje oficjalne pożegnanie. Nie zamierzam znikać z blogosfery. Wciąż będę aktywna. :)
Miło mi poinformować, że dostałam nominację do Liebster Blog Awards po raz trzeci. Bardzo mnie to cieszy, jednak nie zamierzam się w to bawić.
Słowem zakończenia. Dziękuję Wam za każdy komentarz, każde wejście na bloga, za krytykę i pochwały; dziękuję, że wytrwaliście do końca.
Do zobaczenia! :*
AKTUALIZACJA [sierpień 2017] : blog został poprawiony, usunęłam rażące błędy ortograficzne, stylistyczne oraz logiczne.
AKTUALIZACJA [sierpień 2017] : blog został poprawiony, usunęłam rażące błędy ortograficzne, stylistyczne oraz logiczne.