Nareszcie w domciu! Po męczącym
dniu w pracy i rozmowie z Mateo w końcu mogłam chwilę odetchnąć w własnych
czterech kątach. Zdjęłam buty oraz wierzchnie okrycie. Poszłam do sypialni i
padłam na łóżko. Byłam wykończona psychicznie, co odbijało się też na moim
zdrowiu. Ostatnio nie dopisywał mi apetyt. Wszystko się skomplikowało, moje
życie wali mi się na głowę. W takich sytuacjach zawsze byłam beznadziejnie
słaba, bezbronna, pełna dziwnej niemocy.
Wstałam z łóżka i podeszłam do
okna. Niebo się zachmurzyło i wyglądało jakby zaraz miało padać. Ludzie jednak
się tym nie przejmowali i pędzili do domów. Tam z pewnością czeka na nich
rodzina i ciepły obiad. Czasami żałowałam, że nie mam do kogo wracać. Żyłam
samotnie, ponieważ taką podjęłam decyzję.
Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek
komórki. Oderwałam się od okna i poszłam do salonu. Wyjęłam ją z torebki i
odebrałam.
— Tak?
— Dzień
dobry, mówi Matoba. — Rozmówca przedstawił się. — Dzwonię, ponieważ Aiko
uciekła.
— Jak to
możliwe? — zapytałam. Nogi się pode mną ugięły, opadłam na kanapę.
—Po południu karmiłem psy, ale jej
nie było w kojcu. Przeszukałem wszystkie miejsca, do których zwykle uciekała na
terenie schroniska i nic. Obawiam się, że pobiegła na miasto.
— Ach, ta mała! — westchnęłam.
Jeszcze tego mi brakowało, pomyślałam. To nie był pierwszy raz, kiedy suczka
sprawiała kłopoty, ale teraz martwiłam się bardziej niż zwykle. Zerwałam się z
kanapy i pobiegłam się ubrać, wciąż trzymając telefon przy uchu. — Poszukam jej
w parku i w okolicy schroniska. Na pewno nie uciekła zbyt daleko.
— Dziękuję, Sakura…
Złapałam
pęk kluczy i gwałtownie otworzyłam drzwi. Zanim zrobiłam jakikolwiek ruch
rzuciło się na mnie kudłate stworzenie. Upadłam na ziemię, a telefon wyleciał
mi z ręki. Potem czułam już tylko mokry język na moich policzkach. Otworzyłam
oczy i zobaczyłam znajomą mordkę.
— Aiko, siad — wydałam komendę.
Posłusznie
zeszła ze mnie i usiadła obok. Merdając ogonkiem, wpatrywała się we mnie.
Uśmiechnęłam się. Podniosłam się, szukając telefonu. Miałam nadzieję, że go nie
uszkodziłam.
— Sakura, wszystko w porządku?!
Podniosłam
mój telefon, któremu na szczęście nic się nie stało.
— Tak, wygląda na to, że zguba się
znalazła — poinformowałam właściciela schroniska.
— Naprawdę? — Mężczyzna odetchnął z
ulgą.
— Odprowadzę ją niebawem.
Zakończyłam rozmowę i spojrzałam na
Aiko. Wyglądała na wyraźnie zadowoloną z swojego występku. Westchnęłam tylko i
poszłam zamknąć drzwi, bo sąsiedzi mogliby zacząć plotkować. Gdy wróciłam, nie
było jej na miejscu. Zajrzałam do kuchni, salonu i łazienki, ale nigdzie jej
nie znalazłam. Zajrzałam do sypialni. Ułożyła się przy moim łóżku i smacznie
spała.
Nie, jednak nie. Podniosła na mnie
swoje piękne oczka. Doskonale znałam ten wzrok. Pierwszy raz spojrzała tak na
mnie, gdy przyszłam do schroniska. Wiedziałam, o co prosiła wtedy i do tej pory
nie spełniłam jej prośby.
— Przykro mi, ale wiesz, że nie
mogę cię adoptować. — Usiadłam obok niej i pogłaskałam za uchem. — Większość
dnia spędzam w pracy, więc musiała byś siedzieć w mieszkaniu — wytłumaczyłam,
ale te argumenty nie zrobiły na niej wrażenia. — Pójdziemy na spacer, a potem
do schroniska. Pasuje? — Uśmiechnęłam się. — Chodź. — Zaprowadziłam ją do
salonu. — Zostań
Wyruszyłam na poszukiwanie smyczy.
Dawno nie wychodziłam z psinka, dlatego nie wiedziałam, gdzie ja ostatnio
położyłam.
— Już idziemy — powiedziałam do Aiko,
która wyraźnie zaczęła się niecierpliwić.
Zgubę odnalazłam wśród moich butów.
Przygotowałam psa, zarzuciłam kurtkę i wyszłyśmy z mieszkania.
— Aiko. — Delikatnym, aczkolwiek
stanowczym ruchem, szarpnęłam za smycz. — Nie szarp. Jeśli chcesz mi coś
pokazać to proszę bardzo, prowadź. Pójdę za tobą.
Wyszłyśmy
na świeże powietrze. Niebo wciąż było zachmurzone. Zaczęłam żałować, że nie
wzięłam parasola, ale trochę deszczu jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Zresztą
nie wyglądało, jakby zaraz miało lać.
Szłam posłusznie za suczką,
zastanawiając się, o co może jej chodzić. Wiedziałam, że to inteligentne
stworzenie nie zachowuje się tak bez powodu. Mijałyśmy ulice i przecznice, aż w
końcu znalazłyśmy się przed schroniskiem. Byłam w niemałym szoku. Uciekła, żeby
potem tu ze mną wrócić?
Aiko w pewnym momencie wyrwała mi
się i pobiegła w sobie tylko znanym kierunku. Chciałam za nią pobiec, ale pomyślałam,
że sama do mnie wróci. W końcu jest mądra i ma dobry węch. Ja w tym
czasie postanowiłam odwiedzić inne psiaki.
Dziwne,
pomyślałam, przechodząc obok kojców. Większość zwierząt miała założone kagańce.
Zaniepokoiłam się. Właśnie wtedy podbiegła do mnie Aiko z jakimś listem w
pyszczku. Wzięłam go od niej. Nie byłam pewna, czy powinnam go czytać, ale
ciekawość zrobiła swoje. Z każdą kolejną linijką coraz bardziej nie mogłam
uwierzyć w to, co czytam. — Dla…
Dlaczego Uchiha Corporation chce kupić…
— Sakura?
Podskoczyłam przestraszona. Odwróciłam
się i ujrzałam znajomą pomarszczoną twarz.
— Dlaczego nic mi pan nie
powiedział? — Wskazałam na dokument.
— Nie chciałem cię martwić —
odpowiedział skruszony. — Masz już tyle własnych problemów.
— To nie...
— Nie zaprzeczaj — wtrącił się w
moje zdanie. —Widać, że się czymś przejmujesz.
— To nie zmienia faktu, że nic mi pan o tym nie
powiedział.
— Moje dziecko, czasami w życiu trzeba
podejmować trudne decyzje — powiedział i usiadł na najbliższej ławeczce.
Podeszłam do niego i usiadłam obok.
Zaczęłam się zastanawiać nad znaczeniem tych słów.
— Pozwoli im pan zamknąć
schronisko?
Nic nie odpowiedział. Siedzieliśmy
obok siebie i patrzeliśmy w niebo, z którego powoli zaczął padać deszcz. Cisza
była smutna, niebo było smutne, ja byłam smutna. Czy naprawdę na to pozwolę?
Czy tym razem będę stała z boku i patrzyła? Czy mogę coś zrobić?
Deszcz zaczął lać coraz mocniej.
Pan Matoba poszedł do swojego biura, by schronić się przed ulewą. Moje ubrania
były już przemoczone do ostatniej nitki, a grzywka przykleiła się do skroni.
Niespodziewanie niebo przecięła błyskawica. Przestraszyłam się. Coś we mnie
pękło. Chyba to już koniec... Koniec czego? Mojego życia? Byłoby wspaniale, ale
to niestety nie możliwe.
Wstałam i powoli skierowałam się w
stronę budynku. Weszłam do środka. Natknęłam się na spojrzenie pana Matoby.
— Jeśli pan nie ma siły walczyć, to
proszę pozostawić sprawy w takim stanie, jakim są, ale ja nie zamierzam się poddawać
— oświadczyłam hardo.
Chwilę mierzyliśmy się nawzajem
wzrokiem. Wyszłam szybko, bojąc się, że przez to spojrzenie mogę jeszcze zmienić
zdanie i zrozumieć swój błąd? Tak, choć jeszcze nie popełniłam największego,
możliwego głupstwa to właśnie zaczęłam zmierzać drogą, która do niego prowadzi.
Szłam powoli ulicami, mijając ludzi
uciekających przed deszczem lub nieśpieszących się nigdzie tak jak ja. Sęk w
tym, że oni mieli parasole i im deszcz nie był straszny. Niebo przecięła
kolejna błyskawica. Przestraszyłam się i niechcący na kogoś wpadłam. Podniosłam
wzrok by przyjrzeć się jego twarzy. Itachi, pomyślałam. Spuściłam wzrok by nie
widział mojego smutnego spojrzenia. W ułamku sekundy zrozumiałam coś, co
powinnam już zrozumieć dawno temu. Zaczynałam się w nim zakochiwać.
Niepewnie podniosłam głowę. Stał
nade mną, trzymając ten głupi parasol i patrząc się tak świdrująco. Zapewne
zastanawiał się, dlaczego jestem w takim stanie.
— Możesz mi pożyczyć telefon? —
zapytałam cicho.
Nic nie odpowiedział tylko podał mi
komórkę. Odnalazłam Kontakty, przeszukałam
je i, gdy już miałam zrezygnować, na ostatniej pozycji znalazłam to, czego
szukałam.
— Itachi, synu?
— Z tej strony Sakura Haruno —
przedstawiłam się, rozwiewając nadzieję rozmówcy.
— Sakura?
Co ty robisz…
— Chciałam panu przedstawić pewną
ofertę. Jest pan człowiekiem biznesu, na pewno paz zrozumie — mówiłam,
uciekając przed zaciekawionym spojrzeniem Itachiego.
— Myślałem, ze w sprawie ślubu
wszystko ustalone.
— Mam warunek. Wezmę ten ślub
jednak… — Widziałam jak na twarzy bruneta pojawiało się coraz większe
zdziwienie.
— Jednak…? — Mój rozmówca zaczął
się niecierpliwić.
— Nie zamknie pan schroniska pana
Matoby — wyjaśniłam w końcu.
— Jesteś śmieszna — zakpił.
— Niech pan się dobrze zastanowi.
Kłopoty to moja specjalność — zagroziłam mi i rozłączyłam się szybko.
Oddałam telefon mężczyźnie, który
patrzył na mnie pustym wzrokiem. — O nic nie pytaj, proszę — wyszeptałam i
uciekłam. Biegłam przed siebie. Miałam kiepską kondycje, dlatego płuca szybko
zaczęły mnie palić.
Deszcz nie przestawał padać, ale
nie przejmowałam się tym. Właśnie zaczęłam niszczyć swoje życie, aby uratować
kilka psów. Bezsensu, prawda? Biegłam i biegłam. Woda obmywała moją
twarz, mieszała się z łzami. Wpadłam na klatkę schodową swojego bloku.
— Przepraszam. — Obcy głos sprawił,
że stanęłam w miejscu. Odwróciłam się i zobaczyłam dzielnicowego. — Ja, ja już
dłużej tak nie mogę — zaczął męzczyzna, a ja nie miałam zamiaru mu przerywać.
Byłam zbyt wykończona życiem. —W ten weekend, kiedy pani nie było, pojawił się
taki starszy, elegancki pan. Poprosił mnie o klucz do mieszkania, bo pani wie,
ze ja mam zapasowy, tak na wszelki wypadek. Nie chciałem się zgodzić, ale
zapłacił mi. Zabrał wtedy jakiś list z podłogi i coś z nim zrobił. Nie wiem,
nie widziałem.
— Jak wyglądał? — zapytałam słabo.
— Taki starszy, elegancki, w
garniturze. Brunet, ale trochę siwy, ciemne oczy. Na pewno po czterdziestce.
— Tata… Dziękuję, że mi pan
powiedział. — Odwróciłam się i zaczęłam iść do mieszkania. Moje nogi były jak z
ołowiu, z trudem pokonywałam każdy stopień. Wdrapałam się na drugie piętro,
wygrzebałam klucz i weszłam do mieszkania. Oparłam się o zamknięte drzwi i
powoli osunęłam na ziemię. Nie mogłam uwierzyć, że mój własny ojciec zrobił coś
takiego. Kolejny potok łez znalazł ujście na moich policzkach. Czyli te wszystkie
słowa były kłamstwem? Kłamał, mówiąc, że nie będzie ślubu?
Byłam załamana. Byłam zbyt słaba.
Byłam samotna.
W ciemności rozległ się głuchy
dźwięk. Ktoś dobijał się do drzwi. Zamierzałam zignorować tę osobę, ale ona nie
dawała za wygraną. Walenie w drewno stawało się coraz głośniejsze. Powoli
podniosłam się z ziemi i otworzyłam drzwi.
— Sakura?! Co się stało?! — Głośny
krzyk przebił mur ciemności, jaka otoczyła moje serce.
WAŻNE! Zmieniłam swój nick z Marzycielka na Anika-chan. Mam również nowy numer gg: 50014661
Jej, po prostu. Tyle się dzieje w tym fragmencie opowiadania. Z tym listem szok. Szybko napisz dalszy ciąg i życzę dużo weny.
OdpowiedzUsuńNa początku chciałabym powiedzieć iż cieszę się, że zmieniłaś czcionkę. Jak zobaczyłam tamtą, to przestraszyłam się, że już taka zostanie, a wtedy czytanie nie byłoby już taką przyjemnością.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału... Faktycznie, Sakura głupio zrobiła. A jeszcze dziwniejsze, że Itachi słysząc wszystko, w żaden sposób nie zareagował, No ale oczywiście liczę, że w następnym rozdziale będzie jakaś wartka akcja :)
Pozdrawiam Cię gorąco i życzę dużo weny.
~Naomi
http://naruto-and-hinata-love-forever.blog.onet.pl/
O jejku ;o Jeszcze jak tak w tle słucham radia i takie nutki pasujące do tekstu lecą, to... rewelka ^^ Ah uwielbiam <3
OdpowiedzUsuńItachi pewnie przeżył szok ;o
Biedna Sakurcia ;'( Oby nie wpadła w jakieś załamanie nerwowe albo coś, bo zniszczy sobie psyche :o
Przyznam, że rozdział jest super! Mądry piesek przeprowadził główną akcję praktycznie ;p Bo gdyby nie ona, to Sakura nie dowiedziałaby się o zamknięciu schroniska, nie zadzwoniłaby do Uchih'ów i Itachi by się nic nie dowiedział! A teraz może coś zmienić! Ale ciekawe, że akurat Itaś jest zawsze w odpowiednim miejscu i czasie ^^ ;D
Jestem ciekawa jak się potoczy dalsza sytuacja ;3
I dlaczego tata Sakury okłamał córkę!? W końcu dał jej nadzieję, a tu taki numer...
Ah... CZEKAM NA CIĄG DALSZY! ^^
Pozdrawiam i weny życzę ! ^w^
http://sztuka-to-eksplozja-katsu.blogspot.com/
Tamdadam! No więc przyszła ma zacna osóbka i (w końcu) skomentuję ten rozdział ^^ No więc cieszmy się xd
OdpowiedzUsuńNo, ale zanim przejdę do samego rozdziału i drobnych zmian na tym blogu, gdyż takie widać, to... mam twój stary numer gg... muszę mieć też nowy? W sumie nie ogarniam po co ci dwa (Mówi ta osóbka, która sama ma 2: prywatny i Zbuntowaną, ale z tego pierwszego w sumie nie korzystam, więc to się nie liczy, tak jakby xd), no ale okej :D
A teraz temat, który pewnie bardziej cię "zainteresuję"...
No więc w końcu nie ma deszczu w tle! *.* Jak patrzyłam na tamte tło to wydawało mi się takie trochę smutne itp., ale teraz jest troszkę słonka (a kocham, gdy jest słonko na niebie :>) i woda :) No, ale i tak czekam, jak ustawisz szablon z szabloniarni, bo on jest po prostu śliczny ^^
Dobra rozpisałam się bezsensu o takim mało ważnym temacie xd W sumie nie wiem czemu, ale praktycznie zawsze, gdy komciam twe rozdziały to wychodzi mi długi koment, ciekawe czemu...
A teraz notka... czytam rozdział i nagle czytam ...Akiko... coś ta coś tam ;) W ogóle nie ogarnęłam, że chodzi o tego psa, nw czemu :D Itaś zna prawdę.. O.o Ratuj ją! W sumie to trochę nie ogarniam Sakury, żeby marnować sobie życie dla paru psów, ja bym zaczęła szukać innych rozwiązań. I ten ojciec Saki, po prostu... zostawię to bez komentarza xd
Nw czy się połapiesz w tym komentarzu, no ale cóż... weny :>
Pozdro :*
Co do mojego gg to tak, musisz(było by dobrze) bys miała mój drugi numer, bo pierwsze konto zamierzam za jakiś czas usunąć.
UsuńIdzie wiosna, więc postanowiłam zmienić tło (od tej szarości juz dostawałam powoli depresji). Nie wiem czy ustawię, bo nie mogę go poprawnie pobrać. Zawsze jest cos nie tak (to chyba wina mojego lapka, a na nowy nie mogę liczyc :( )
No wiem, ale dziwniejsze rzeczy ludzie robili ( np ja :P )
Pozdro
Jejku... cudowny rozdział. Dużo się dzieje, akcja się rozwija. W niektórych elementach wręcz zaskakuje :) Bardzo miło się czyta. Niecierpliwie czekam na nexta :) I życzę dużo, dużo weny.
OdpowiedzUsuńJeszcze druga sprawa. Blog wygląda teraz o wiele fajniej. I nie jest też zapchany różnego rodzaju fotkami obrazkami, dzięki czemu wygodnie się czyta (oczywiście nie żeby wogóle były niepotrzebne). I przyznam, że bardzo ładna czcionka na tytuł bloga. :) Pozdrawiam
UsuńTwój blog został nominowany do Liebster Award. Więcej informacji - http://itachi-i-sakura-wielka-milosc-shinobi.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńHeroiczny czyn Sakury żeby uratować psy... Ech... Sakura jednak jest niesamowita. :D
OdpowiedzUsuńAle wciąż mam cichą nadzieję, że do ślubu nie dojdzie!
Lecę czytać dalej.