czwartek, 16 stycznia 2014

Czwarta kartka

Zastanawiałam się, co zrobić. Mam dwa wyjścia – przekonać Konohamaru, by nie skakał lub pozwolić mu skoczyć. Nie, to drugie odpada. Tylko jak go przekonać? Może w ogóle nie powinnam tu przychodzić. Ale jak by nie patrzeć to z mojej winy tu jest. Mogłam nie prosić o tę listę. Pewnie mu grozili i chłopak ma dosyć życia. Dlaczego zawsze, gdzie się nie pojawię, potrafię wszystko zepsuć? Czemu niszczę szczęście innych? Czarne myśli wypełniły mój umysł.
— Dobrze Konohamaru, wygrałeś — powiedziałam. Czułam, że to nie jest miejsce dla mnie, że mogę jeszcze bardziej zaszkodzić, dlatego zaczęłam się wycofywać.
— Co?
— Skoro uważasz, że jesteś na tyle dorosły, by podejmować decyzję o odebraniu sobie życia to proszę bardzo, skacz! Przecież tak postąpiłby każdy mądry człowiek. Wszedł na dach, skoczył i uciekł od problemów jak tchórz! To twoja decyzja, więc nie mam tu nic do gadania! — Nakręcałam się coraz bardziej.
— Pani nic nie rozumie — powiedział słabym głosem, a słone łzy zaczęły spływać mu po policzkach.
— Wiec pozwól mi zrozumieć — odpowiedziałam.
            Zapadła długa i pełna niepewności cisza. Na dole strażacy byli w pełnej gotowości. Nauczyciele, którym nie udało się nakłonić uczniów do powrotu do szkoły, obserwowali sytuacje. Wszystko zależało od nas, mnie i Uchihy. To my staliśmy na dachu. To my próbowaliśmy go powstrzymać, ale teraz wszystko zależało już tylko od brązowowłosego. Skoczy czy nie? To jego wybór, jego decyzja. Niepewnie zrobił krok w naszą stronę, jakby bojąc się, że popełnia kolejny wielki błąd.
Nie skoczył.
— Przepraszam. — Załkał jak małe dziecko.
— To nie mnie powinieneś przepraszać. — Podeszłam do niego i mocno przytuliłam. Czułam, że potrzebuje bliskości drugiego człowieka.

*

Prowadziłam lekcje z drugoklasistami, podczas gdy Konohamaru w obecności pani psycholog i wychowawcy rozmawiał z panią dyrektor. Jeśli nie powie całej prawdy, tak jak mi obiecał, to zło nie zostanie ukarane, a dobro nie zwycięży. Samobójstwo wcale nie jest najlepszym rozwiązaniem. Zastanawiałam się, co zmusiło go do tej ostateczności.
Podeszłam do tablicy i narysowałam tabelkę: dobro/zło.
— Każdy po kolei podejdzie teraz do tablicy i napisze dwa wyrazy, jedno określenie do jednej kolumny — wyjaśniłam.
Uczniowie powoli wypisywali swoje skojarzenia. Zdziwił mnie fakt, że potrafili wypisać więcej określeń na zło niż dobro. Czy tak jest w rzeczywistości? Zło króluje nad dobrem?
Dzwonek oznajmił koniec lekcji, która ciągnęła się w nieskończoność. Przy wyjściu czekała na mnie sekretarka Shizune. Jak zwykle skromnie ubrana i z nieśmiałym uśmiechem na ustach. Poprosiła mnie, bym poszła z nią, ponieważ pani dyrektor chce mnie widzieć. W jej gabinecie była napięta atmosfera. Jednak zanim ktokolwiek się odezwał, do środka wpadł nieproszony gość.
— Dzień dobry, babuniu Tsunade!
— Nie nazywaj mnie tak, smarkaczu! — Kobieta syknęła, wyraźnie poirytowana.
— Sakurcia? — Spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczyma. Szybko zreflektowałam się, że stoi przede mną Naruto Namikaze, najgłośniejszy i najbardziej kłopotliwy chłopak, jakiego znałam. Miał jasne włosy,  lazurowe oczy i uśmiech od ucha do ucha.
— Znacie się? — pani Tsunade nie kryła zdziwienia.
— Tak — odpowiedziałam.
— Tata nie mógł przyjść, więc przysłał mnie. — Naruto zmienił temat.
— Siadaj. — Gestem ręki pokazała mu krzesło obok Sarutobiego. — Wiesz w ogóle po co tu przyszedłeś?
— Konohamaru chciał skoczyć z dachu — powiedział, poważniejąc.
— Znamy już powód przez, który do tego doszło — zaczęła monolog  — Jak się okazało w szkole działa gang. Jego członkowie wyłudzają pieniądze, zastraszają uczniów, jak i nauczycieli, sprzedają narkotyki. Konohamaru jest jedną z ofiar. Nie bardzo wiem, w jaki sposób ich ukarać...
— Proszę wybaczyć, ale nie uważa pani, że wystarczająco długo byli karani? Może czas by ponieśli prawdziwe konsekwencje swoich czynów — przerwałam kobiecie.
— Co pani proponuje? — zapytał Itachi, który do tej pory milczał.
— Moim zdaniem powinni zostać wydaleni ze szkoły, a sprawa niezwłocznie zgłoszona na policję.
— Nie będę ukrywać, że jestem zaskoczona. — Po chwili ciszy pani dyrektor w końcu się odezwała — Itachi?
            — Zgadzam się na takie rozwiązanie — powiedział lakonicznie.
— W takim razie zwołamy radę pedagogiczną dzisiaj o szesnastej. — Zadecydowała pani Tsunade.
— W takim razie, po co musiałem tu lecieć przez pół miasta? Na te pięć minut — wtrącił swoje trzy grosze Namikaze.
— Chyba nie sądzisz, że puszczę Konohamaru samego do domu. Jesteś jego kuzynem i osobą pełnoletnią, więc go odprowadzisz i poczekasz, aż wrócą twoi rodzice. Jasne? — Posłała mu groźne spojrzenie.
            — Taa.

*

            Nie ma to jak pierwszaki. Są grzeczni, mili i chcą odpowiadać na pytania; aniołki z nich. Mimo, że prowadziłam lekcję to myślami wciąż byłam zupełnie gdzie indziej. Po wyjściu z gabinetu Naruto powiedział mi cos ciekawego:
— Rodzice Konohamaru zginęli w wypadku. Mieszka z nami, bo jego dziadek jest bardzo zapracowany. Czasami jest mu trudno, ale nie daje tego po sobie poznać. To dobry dzieciak, w gruncie rzeczy.
— Możecie się spakować, za chwilę będzie dzwonek — obwieściłam klasie.
— Proszę pani, a co z wycieczką do teatru? — zapytał Taichi
Świetnie! Przez to wszystko kompletnie o tym zapomniałam. Mam gdzieś zgody, a listę mogę zrobić teraz.
— Dziękuję za przypomnienie. Chętni niech ustawią się przy biurku. Zrobię listę i od razu rozdam wam zgody.
Zgodnie z planem. Poszło łatwiej niż myślałam. Najśmieszniejsze jest to, że cała klasa była chętna na wyjazd. Albo nie chce im się uczyć, albo lubią sztukę. Chwilę później zadzwonił dzwonek, a sala opustoszała. Sięgnęłam po telefon. Muszę odwołać spotkanie z braciszkiem. Masz jedno nie odebrane połączenie od Mateo. Ciekawe czego chciał. Wybrałam jego numer i cierpliwie czekałam, aż odbierze.
— Dzwoniłeś, prawda?
— Tak, bo jednak nie mogę dzisiaj się z tobą spotkać. Coś mi wypadło.
            — Jasne. Mi też zmieniły się plany.
            — Um — mruknął. — Na razie.
            Dziwne, pomyślałam. Ciekawe co on właściwie tutaj tak długo robi? Nie powinien już wrócić do domu? Muszę zadzwonić do rodziców, chociaż nie wiem, czy odbiorą. Są trochę obrażeni.

*

Nudniejszych procedur już nie mogli wymyślić. Kto słyszał, żeby przed rozpoczęciem rady czytać regulamin szkoły? Bezsensu. Siedziałam od dwudziestu minut na niewygodnym krześle i słucham jednym uchem. Chciało mi się spać i byłam zmęczona. Zbyt wiele wrażeń, jak na jeden dzień.
Głos zabrała pani dyrektor. Naświetliła problem i przedstawiła propozycję wydalenia tych uczniów ze szkoły. Zaczęto dyskutować. Głosy były podzielone, ale w końcu wyszło na tak. Młodociany gang zostanie wyrzucony. Senju wspomniała jeszcze o wycieczce do teatru oraz o motywowaniu uczniów do ciężkiej pracy. Niedługo później wszyscy zaczęli szykować się do wyjścia. Kilka słów pożegnania i koniec.
— Sakura, Itachi. Możecie jeszcze chwilę zostać? — poprosiła pani dyrektor.
Kiwnęliśmy zgodnie głową. Poszliśmy za nią do jej gabinetu. Usiadła w fotelu i zaczęła nas lustrować wzrokiem. Zastanawiałam się, o co chodzi.
— Cała ta sytuacja w ogóle nie powinna się zdarzyć. Pomyślałam, że powinniśmy przeprowadzić prelekcje na ten temat. Jesteście młodzi i pełni pomysłów, dlatego chciałabym... — zaczęła tłumaczyć sprawę.
W jednej chwili zrobiło mi się słabo. Czułam się jak powietrze. Świat zaczął znikać. Traciłam kontakt z rzeczywistością. Słowa pani dyrektor już do mnie nie docierały. Przed oczami miałam coraz więcej ciemnych plamek. Ostatnim, co zarejestrowałam były silne ramiona, które uchroniły mnie przed upadkiem. Potem nastała ciemność. 

8 komentarzy:

  1. Niemogę doczekać się dalszego ciągu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niemogę doczekać się dalszego ciągu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie! Ja cię chyba zamorduję! Co mogła chcieć takiego Tsunade, że Sakura aż zemdlała? No po prostu..yhh... Wdech, wydech wdech, wydech... xd Dobra już mi lepiej. W sumie to powinnam zacząć brać z ciebie przykład i też kończyć tak rozdziały, aby czytelnik aż żyły sobie wypruwał chcąc wiedzieć o co chodzi :P No, ale najpierw ten rozdział musiałabym napisać, bo mam ostatnio lenia i zainteresowałam się robieniem szablonów. Oczywiście najpierw muszę sobie ściągnąć Gimpa itp. i też uporać się z wystawianiem ocen i może spróbować poniektóre podciągnąć xd
    A co do rozdziału to... eeee... wspominałam, że nie umiem i nie lubię pisać komciow? ^^ Oczywiście Konohamaru nie skoczył co było do przewidzenia i... pojawił się Naruto! Już po samym "wpadł" wiedziałam o kogo chodzi :D
    Co tu jeszcze się działo? *myśli* Chyba nic...
    Weny :)
    Pozdro :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę nie morduj mnie. Jeśli to zrobisz to nie poznasz dalszego ciągu. :/
      Nie wiem czy jestem dobrym wzorem do naśladowania.
      Nie mogłam uśmiercić Konohamaru. Żal mi sie go zrobiło :)
      Pozdro :>

      Usuń
  4. Jej rozdziałek jest ale jestem happy !!Jest świetny :* :D Ciekawe co powiedziała im Tsunade że Saki aż zemdlała :/ Czekam na nexta oby pojawił się szybko :p Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialna notka. Warto było czekać. Pozdrawiam i życzę dużo weny:D

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurdeee~ ile mam zaległości w czytaniu... Przez co zemdlała Saki? Jak poradzi sobie Konohamaru? Przynajmniej żył sobie nie podciął ^^.
    Wiedzą w ogóle, kto należy do tego gangu?
    Pozdro!

    OdpowiedzUsuń
  7. Uhuhu! No proszę. :)
    Zazdroszczę Sakurze. Też bym chciała, żeby mnie ktoś taki trzymał w ramionach, nawet jeśli miałabym być omdlała. :)
    Co do rozdziału, jak zawsze super!

    OdpowiedzUsuń

CREATED BY
MAYAKO
CREDIT: Arriku